MOJE MIEJSCE NA ZIEMI
Moje miejsce na ziemi to termin ciężki do zdefiniowania. Mieszkam na przedmieściach, dlatego tym miejscem dla mnie nie jest sam Radom, a szerzej – powiat radomski. W Małęczynie żyję już od urodzenia. Nazwa "Małęczyn" pojawia się już w Kronice Jana Długosza.W miejscu stawów, znajdujących się ulicę dalej od mojego domu, znajdował się kiedyś dwór szlachecki, który został rozebrany około 1864 roku (po upadku powstania styczniowego). W 1885r. ostatnia dziedziczka rodu zmarła tragicznie po upadku z konia. Na pamiątkę tego wydarzenia ufundowano kapliczkę, która stoi do dziś na podwórku przy ulicy Lubelskiej.
Pomimo tego, że na stałe zameldowana jestem w
Małęczynie, odkąd pamiętam Radom był nieodłącznym elementem mojego życia. To
tutaj miałam i mam okazję kształcić się na wszystkich etapach edukacji – od
przedszkola, aż po liceum. Szkoła, do której aktualnie uczęszczam, znajduje się
przy ulicy Jana Kilińskiego, który był pułkownikiem powstania kościuszkowskiego
i uczestnikiem spisków powstańczych. Zarówno moja mama, jak i mój starszy brat,
należą do grona absolwentów Kochanowszczaka. To liceum można więc już nazwać
tradycją rodzinną.
To tutaj, w Radomiu, na stałe mieszka większość
moich przyjaciół. Tutaj realizuję jedną ze swoich pasji – taniec. W moim
przypadku Radom można porównać do Słońca – moje życie toczy się wokół niego,
podobnie jak Ziemia obraca się wokół Słońca, Radom jest punktem docelowym mojej
codzienności.
Mimo tego, warto dodać, że oryginalnie żadne z
moich rodziców z Radomia nie pochodzi. Rodzice mamy wychowywali się kolejno w
Odechowie (dziadek) i Śniadkowie (babcia). ). Jednak mama już jako dziecko była dosyć mocno związana z Radomiem – mieszkała tutaj i kształciła się na wszystkich etapach swojej edukacji. Rodzice taty natomiast, pochodzili z
kompletnie innej części Polski (województwo kujawsko-pomorskie).
Na podstawie historii mojej rodziny ze strony
taty, śmiało można by napisać książkę historyczno-fabularną. Bardzo ciekawym
elementem tradycji jest tutaj ręcznie robiony medalik z wizerunkiem Matki
Boskiej. Pochodzi on z czasów powstania styczniowego, w którym to walczył jeden
z moich przodków. Medalik przekazywany jest przez ojców w ręce pierworodnych
synów już od sześciu pokoleń. Aktualnie ma go mój wujek, starszy brat taty.
Prawie sto lat po powstaniu styczniowym, w 1943r. w Rypinie,
pomimo zakazu okupanta, mój dziadek Eugeniusz i jego koledzy bardzo często
grywali w piłkę nożną. Pomiędzy Polakami, pracującymi w licznych niemieckich
firmach, a żołnierzami stacjonującej tam wówczas jednostki Luftwaffe, doszło wtedy do rozmów w sprawie rozegrania towarzyskiego
meczu piłki nożnej. Była to wspólna inicjatywa – ze strony Polaków inicjatorem
był miejscowy krawiec, Bogdan Rutkowski.
12 września 1943r. doszło na stadionie w Rypinie
do historycznego spotkania. Polscy nastolatkowie pod nazwą Ochotniczej Straży
Pożarnej (tylko w takim układzie mieli możliwość gry), wyszli na murawę i
pokonali Niemców. Sędzia – jednoręki Niemiec, sędziował sprawiedliwie. Mecz
zakończył się wynikiem 5:2.
Niemcy zażądali rewanżu, który zaplanowany został
na następną niedzielę. Mecz miał odbyć się na boisku obok jednej z rypińskich
podstawówek… miał. Zamiast meczu, zorganizowano jednak nagonkę i aresztowano rypińskich
zawodników. Mój dziadek trafił do obozu pracy w Brodnicy. Jak mawiała babcia – potem już nigdy nie uśmiechał się tak samo.
Jakiś czas później na świat przyszedł mój tata,
który jako młody mężczyzna, wyjechał na stałe osiedlić się na Węgrzech, w celu
znalezienia dobrej pracy. Kilka lat potem w Miszkolcu poznał moją mamę. Gdyby
nie decyzja mamy o powrocie do Polski, zarówno ja, jak i mój brat
wychowywalibyśmy się przez całe życie w Budapeszcie.
Sentyment do Węgier pozostał, tata dalej ma tam
swoją firmę. Często odwiedzamy Budapeszt i osobiście uważam go za
najpiękniejsze miasto w Europie. Moi rodzice mówią płynnie po węgiersku, a ja i
mój brat potrafimy wymówić jedynie pojedyncze słowa.
Dużo podróżuję, ale im dalej jeżdżę,
tym bardziej doceniam własny dom. Patrząc na mapę świata, Polska - moje miejsce
zamieszkania, jest tylko maleńką kropelką w morzu innych krajów. Zajmuje jednak
ona bardzo duże miejsce w moim sercu. Patrząc pod kątem zameldowania, moim
miejscem na Ziemi jest mój dom, patrząc szerzej – Małęczyn, dalej – powiat
radomski, Polska, Europa i Świat. Ale moim zdaniem, nasze miejsce na ziemi
przede wszystkim tworzą ludzie – rodzina, przyjaciele. To miejsce tworzymy my,
jako społeczność.
Komentarze
Prześlij komentarz